Monday, July 4, 2011

embrace both the grief and the river

Embrace - to take or receive gladly or eagerly; accept willingly.

Grief - deep or intense sorrow or distress, esp at the death of someone

Embrace - wziac w objecia, chetnie przyjac, zaakceptowac dobrowolnie.

Grief - gleboka i intensywna zaloba i smutek po stracie kogos

Embrace grief. 

Tego doswiadczylam dzisiaj:

Dzis, swieto, dzien wolny, wiec  dalej postanowilam wsluchac sie w swoje cialo, ktore o dziwo obudzilo sie pelne energii i zdecydowanie domagalo sie ruchu. Nic ze w naszym letnim tropikalnym klimacie wilgoc chyba dzis siega 100%, a temperatura juz o osmej rano wskazywala dobrze powyzej 20 C. Ja czulam nieprzeparta ochote ruchu - wiec zapakowalam swojego ipoda, butelke wody w maly plecak  i ruszylam w droge. Jedna z zalet mieszkania na moich amerykanskich suburbiach (przedmiesciach) jest to, ze o rzut beretem mamy las, rzeke, wodospad i bardzo duzo roznych parkow. Dzis ciagnelo mnie na spacer nad rzeke, ktora okazala sie byc bardzo nabrzmiala po ostatnich burzach. 

Ilekroc jestem w okolicach rzek, wracaja do mnie wspomnienia z dziecinstwa, ktorych najpiekniejsze momenty spedzone byly nad pieknymi gorskimi potokami w poludniowej Polsce. Tam byl dom moich dziadkow, i w pierwszy dzien wakacji jechalam 100 km na poludnie Polski, na tzw swieze powietrze, ktorego domagaly sie moje chorowite w zanieczyszczonym Krakowie pluca. 

Tam jedna z atrakcji byla wlasnie kapiel w tych lodowatych gorskich potokach na ktorych zbudowane byly naturalne baseny z malymi wodospodami. Do dzis pamietam ten moment zetkniecia sie z lodowata woda, ktora klula tysiacami igiel, ale  o dziwo po krotkim czasie robila sie calkiem przytulna. Ten zapach troche zielony, bo glonowy, i troche srebny i krysztalowy, bo woda plynela z dalekich gor, byla czysta i przejrzysta. Tam tez w miescie rodzinnym mojej mamy mieszkalo jej rodzenstwo, ktore kochalo mnie bezwarunkow0, i nie martwilo sie nic a nic o dyscypline. 

Kiedy wyjezdzalam do USA wydawalo mi sie ze zawsze moge wrocic do tego mojego osobistego raju, ze bedzie czekal na mnie.
Stalo sie inaczej. Niedlugo po moim wyjezdzie tragedia po tragedii uderzyla w ten moj swiat z dziecinstwa. Choroba mojego ukochanego kuzyna - zupelnie nie do ogarniecia bo psychiczna. Mlody, bardzo zdolny chlopak nagle stracil kontakt ze swiatem - schizofrenia. Kolejne tragedie - nowotwory, bolesne cierpienia, smierci. Kazdy moj kolejny powrot do Polski to kolejna swieczka na cmentarzu. Miejsce, ktore kiedys bylo moim rajem, stalo sie miejscem bolu. Aby funkcjonowac tutaj, nie moglam sobie pozwolic na cierpienie, musialam obudowac szczelnie swoja zalobe, wstawac rano, chodzic do pracy, uczestniczyc we pozornie waznych spotkaniach, prezentowac, odbierac telefony - jednym slowem, czasu na zalobe nie bylo przy trojce dzieci, braku urlopu i intensywnej pracy. 

I dzis nad ta nabrzmiala rzeka znow poczulam zapach dziecinstwa, znow znalazlam sie nad tamtymi rzekami. I pozwolilam tym myslom plynac, pozwolilam sobie czuc swoj bol po stracie tak bliskich mi osob. Lzy laly mi sie ciurkiem nad ta rzeka po drugiej stronie kuli ziemskiej - tak daleko w czasie i przestrzeni - a tak blisko tego radosnego miejsca mojego dziecinstwa. I wzielam w objecia ta swoja zalobe, oddalam sie jej, czulam ja cala soba...Myslalam o tych moich najblizszych ktorzy odeszli tak mlodo i tak bolesnie, z ktorymi nie dane bylo mi sie pozegnac,

I nagle tuz przede mna z zarosli z szumem wylecial calkiem duzy ptak. Przestraszylam sie, ale byla to piekna czapla. Stanela, nie tak daleko ode mnie i patrzyla sie na mnie. Po chwili na moim kolanie usiadla wazka. Siateczki jej delikatnych skrzydel delikatnie migaly i wielkie oczy umieszczone na patyczku tulowia zwrocone byly w moja strone. I nagle moja zaloba jakby rozplynela sie w ciszy. I uslyszalam wyraznie pewna intencje, ktora od jakiegos dlugiego czasu kolata mi sie w sercu...

Mistyczny  moment, mozliwy tylko jesli zaprosimy do swojego zycia cisze.

Po powrocie do domu zycie toczylo sie juz normalnym torem, ale ja nadal czuje ta energie tamtej chwili. I jakas ulge, jakas pewnosc ze nasze  istnienie rozciaga sie poza fizycznosc czterech wymiarow przestrzeni i czasu.

4 comments:

  1. Piekne doswiadczenie i jak ladnie umialas sie poddac potrzebie chwili. Takie mistyczne przezycia sa bardzo potrzebne.

    ReplyDelete
  2. Beautiful. And speaks home to me.

    ReplyDelete
  3. Hm...smutne a jednak piekne.Pieknie przezywasz zycie..... naprawde.
    Maja

    ReplyDelete