Sunday, May 15, 2011

niedzielnie-wiec religijnie

Moje poczatki religijne byly troche takie jak na tym obrazku.. Pamietam ze jako dziecko negocjowalam bardzo energicznie z Panem Bogiem. Obiecywalam, przepraszalam, plakalam. Chodzilam do spowiedzi czesto i gorliwie.  Klocilam sie z ksiezmi, debatowalam.  Szukalam w Krakowie obrazow odznaczonych wotami, do ktorych dokladalam swoje skarby, blagajac o osobiste cuda.(Ciekawa jestem czy te moje srebrne lancuszki i pierscionki sa tam jeszcze?)

Potem wyjechalam, i pomyslalam sobie ze to naukowe stypendium, to ten-dlugo-wyczekiwany cud zmiany mojego zycia, wymodlony przed cudownymi obrazami. No bo stypendium przyszlo z Katolickiego Uniwersytetu, na terenie ktorego znajduje sie najwieksza bazylika katolicka USA. Toc to przeciez znak :) . No i moze wlasnie byl to ten wymodlony cud, bo wlasnie na terenie tego super-katolickiego miejsca w USA zaczelam odkrywac straszliwie materialistyczny aspekt religii mojego urodzenia, i wtedy to z fanfarami i dramatycznie, pelna buntu ZERWALAM (to ma podkreslic dramatycznosc moich akcji) z religia rzymsko-katolicka moich przodkow. Zaczelam gorliwie studiowac Biblie, ewangelickie nurty chrzescijanskie - sadzac ze to jest wlasnie ten moment Pawla w Damaszku, to dotkniecie, to przeobrazenie. Figa z makiem - tak jak czulam sie rozczarowana religia katolicka, tak samo poczulam sie rozczarowana wszelkimi nurtami religii opartej tylko na Biblii. Widzialam ten sam podzial na "my" i "wy". Brak pokory. Brak tolerancji. Izolacje.Religia katolicka przynajmnie miala ten aspekt spoleczny - "jestesmy niczym naczynia poloczone" - w kosciolach biblijnych czesto bylo tylko - "ja i Bog". Ja i MOJA relacja z Bogiem. 

Kolejny etap to byla proba  powrotu do korzeni religijnych - zaczytywalam sie w ksiazkach Scotta Hahna , ktory to bedac pastorem prezbiterianskim nawrocil sie na katolicym. Niemozliwy jednak byl moj powrot - co razilo mnie przed ZERWANIEM :) razilo mnie tak samo po powrocie. Przerosniete EGO instutucji, hierarchii...Dogma... Sztywnosc....Materia...

Z perspektywy czasu widze ze Bog odpowiedzial jednak na te moje prosby o cud. Odpowiedzial, tak jak zwykle odpowiada na nasze prosby - dyskretnie, spokojnie, stopniowo, nieoczekiwanie i w swoim czasie z szacunkiem dla naszej wolnej woli. Patrzac w przeszlosc widze tak wyraznie,  ze ten czas "dobijania" sie do Niego, czas pustyni duchowej, wspinaczek mozolnych i krotkich pobytow na symbolicznej gorze Tabor - (wtedy kiedy sadzilam ze juz dotarlam do celu i moge tam sobie osiasc, ale co to byloby za zycie w takim duchowym komforcie?), - to wlasnie byla ta odpowiedz. 

To czas ktory nauczyl mnie dystansu  do instutuacji religijnych, wyostrzyl sumienie, i wyciszyl moje religijne emocje, Jestem wdzieczna Bogu za te wszystkie nieoczekiwane spotkania, momenty ciszy, podziwu, zachwytu i spokoju. Czy potrzeba zinstytucjonowanej religii aby miec relacje  z Bogiem? Nie wiem.  No bo niby skad ja moge o tym wiedziec? Wydaje mi sie ze chyba nie - ale tez relacja z Bogiem, tutaj w tym ziemskim wymiarze, czesto przejawiaja sie w kontekscie relacji z ludzmi.  Ja w tym moim rozwoju religijnym nigdy nie potrafilam sie uwolnic od  potrzeby kochajacej  spolecznosci koscielnej, dyscypliny tygodnia, obrzedu religijnego, rytmu tygodnia wyniesionego z dziecinstwa.

Wiec wciaz jestem co niedziele w kosciele, znalazlam swoje  miejsce, wyznanie ktore wprowadza ten wazny element spolecznosci do religii, ale rownoczesnie nie stoi na przeszkodzie osobistej relacji z Bogiem, ktora jest miloscia, prawda, serdecznoscia, dobrem, ale czasem tez smutkiem, tesknota, zalem...

No comments:

Post a Comment