Saturday, January 2, 2010

na skraju wytrzymalosci

Nie jestem domatorka. Nie czuje sie patronka ogniska domowego. Najchetniej widzialabym siebie w malym mieszkaniu w centrum miasta, z mala kuchnia, malymi przestrzeniami, urzadzona w minimalistycznym stylu. Podziwiam blogi poswiecone kuchni - ja sama mam kiepska relacje z jedzeniem, gotowaniem i ta relacja ma glebokie tradycje rodzinne. Ale to temat na inny blog.

Mimo tego uwazam ze jestem dosc sprawna w kuchni - tyle lat spedzonych w laboratoriach chemicznych zaowocowalo tym ze zerkne na przepis i mniej wiecej juz wiem jak sie cos gotuje. W rodzinie mam opinie osoby swietnie gotujacej, co zawsze mnie dziwi. Gotuje najczesciej cos wiekszego raz lub dwa razy w tygodniu, przez reszte tygodni pichcimy wspolnie cos super latwego - grilowane jarzyny, jakis kurczak itp, itd.

Dzis wzmocniona uzdrawiajacym ( i szybko dzialajacym) antybiotykiem zapuscilam sie w czeluscie naszej lodowki, ktora wyglada tak jakbysmy wciaz mieszkali w glebokim komunizmie i lada chwila mial zastac nas stan wojenny. Zawolalam glownego zaopatrzeniowca, i zaczelam mu wreczac przeterminowane sery, wedliny - moze fakt ze osobiscie musial powywylac ten nadmiar jedzenia, podziala jakos wreszcie na wyobraznie. Po czym wymieszalam dwa serniki, wykorzystujac przerozne jogurty i kostke sera z polskiego sklepu, wygrilowalam tace z lekka pomarszczonych jarzyn, z brazowych dwoch bananow zrobilam ciastka bananowo-czekoladowe, z rownie zapchanych czelusci zamrazarki wyjelam noge jegnieca zamarynowana w sosie z przepisu Julii Child - obydwaj moi mezczyzni byli w siodmym niebie, asystowali, probowali, sprzatali po mnie, a ja czulam sie jak w potrzasku...

Teraz te dwa serniki sa w piecu i raz po raz z dolu domu dochodza mnie pytania--
" Ile czasu ten sernik ma sie jeszcze piec?"

"Nie wiem moze z 10 minut, no jak bedzie brazowy."

"Nastawic Ci czasomierz?"

"Nie, bo ja sprawdze i bede wiedziala."

"Skad bedziesz wiedziala?"

"A ile lyzek herbaty wsypalas do tej esencji?"

"No nie wiem, tak ze dwie lub trzy.

"Ale raczej dwie czy trzy?"

Pomalu dochodze do granic wytrzymalosci - ja nie wiem ile sie co ma gotowac lub piec - przeciez to widac , praktycznie nie uzywam w kuchni ani wagi, ani miarek, no bo przeciez wiem mniej wiecej jaka cos ma miec konsystencje. No moze odmierzam raz na jakis czas jak cos pieke po raz pierwszy...JA NIE JESTEM PRZECYJNA!!!!

Po raz tysieczny zlozylismy sobie tradycyjna obietnice (najczesciej slubowanie to odbywa sie po okresie swiat, lub tez po okresie moich sluzbowych wyjazdow co wiaze sie z absolutna wolnoscia kuchenna charakteryzjuca sie smazeniem w glebokich tluszczach, lub zamawianiem zawiestych chinskich dan) - nie zawalamy lodowki, nie robimy zapasow....

No comments:

Post a Comment