Sunday, January 3, 2010

siarczysty mroz

Jestem juz na chodzie i "posluchalam SIE meza" ("no juz nie mow nic wiecej tylko posluchaj sie meza mawia G. gdy probuje mnie o czyms przekonac") i nie wyszlam dzis z domu - za oknem mroz siarczysty i wietrzysko takie , ze nawet nasze koty po pieciu minutach na polu dobijaly sie spowrotem do domu.

Niedziele spedzilam bardzo terepeutycznie - segregujac i usuwajac materie z mojego pokoju, troche porzadkujac setki papierowych zdjec, i po raz tysieczny obiecujac sobie NIGDY WIECEJ!!!!nie wniose do domu zadnej rzeczy, dopoki nie bede pewna ze jakas inna rzecz zostanie z domu usunieta.

Myslalam tez ze chcialabym w tym roku systematycznie pisac ten blog, i zastanawialam o czym wlasciwie chce tutaj pisac. Kiedy lata temu zakladalam swoj pierwszy blog, bylam na bardzo trudnym zakrecie zyciowym, po ciazy nie tylko nie pozbylam sie mojej nadwagi, ale tez jeszcze bardziej utylam. Jedzenie bylo moim lekiem na choroby i smierci w rodzinie, na wypadek mojego dziecka, dysfunkcjonalne prace i dwu-letni okres wielkiego kryzysu w moim malzenstwie, fatalnych tez relacji z moja mama , ktora widziala moja znieksztalcona sylwetke, ale tez nie widziala tego mojego cierpienia, ktore spowodowalo ta moja otylosc. Moja mama tez w tamtym okresie bardzo cierpiala, w przeciagu niecalych pieciu lat stracila meza, i cala trojke swojego rodzenstwa - wszyscy zmarli na raka, bardzo cierpiac w koncowkach tych chorob. Tamten blog mial byc poswiecony odchudzaniu, nie rozumialam wtedy ze nie mam szans na uporanie sie z ta nadwage, jesli nie uporzadkuje swojego zewnetrznego zycia i swoich emocji.

W tym tez okresie moj M. stracil prace, ja swoja prace zmienilam na najgorsza jak mialam w swoim zyciu, a nasz najmlodszy syn calym pedem wszedl w okres dojrzewania i calkowicie sie od nas odsunal. Moj M. zaczal eksperymentowac z roznymi wyznaniami, ja wlasciwie wtedy praktycznie nie spalam, a w drodze do pracy lzy ciurkiem lecialy mi z oczu- dzieki Bogu ze nie moglam sobie pozwolic na luksus stracenia pracy, bylam jedyna osoba w domu zapewniajaca ubezpieczenia calej naszej 5-osobowej rodzinie.
Cztery lata temu dotarlam do dna, i zaczelam szukac ratunku na zewnatrz - znalazlam stanowy osrodek pomocy dla kobiet, i poszlam tam aby prosic o pomoc w zrozumieniu mojego 12-letniego dziecka, ktore praktycznie sie przestalo do nas odzywac. W tym osrodku znalazlam fantastyczna terapeutke, ktora skierowala mnie kurs rodzicielski, gdzie spotkalam rodzicow z problemami podobnymi do moich.

Krok po kroku zaczelam pnac sie do gory, w pewnym momencie zdecydowana bylam na rozwod, i zaczelam planowac swoje samotne zycie, ukladac finanse, szukac prawnika. Samo to myslenie uswiadomilo mi ze ja bez najmniejszego problemu utrzymam siebie i swojego syna, ale tez uswiadomilam sobie ze nie chce konca tego malzenstwa, zaczelismy rozmawiac z M. jak nigdy przedtem - on tez wlaczyl sie o ta walke o ten zwiazek pomalu tez zaczelo sie wszystko prostowac, M. znalazl swietna prace, tuz obok mojej, ja tez swoja prace zmienilam, nasi starsi chlopcy skonczyli studia i zaczeli swoje dorosle zycia, a ze zbuntowanego, ironicznego nastolatka, wyklul sie mlody, sympatyczny, samodzielny, mily facet z duza iloscia zaintersowan, lekka doza poblazliwosci dla rodzicow, ale tez pewny siebie, systematyczny, pedantyczny z duzym poczuciem humoru i z solidnym nastawieniem do szkoly i nauki. Dokladnie tak jak przewidywala moja terapeutka, z ktora spotykalam sie przez kolejne trzy lata, pomalu rozslupujac swoje bolesne wspomnienia, zmagajac sie ze swoimi problemami. Przestalismy rozmawiac o rozwodzie, zaczelismy coraz wiecej spedzac ze soba czasu, rownoczesnie tez dajac sobie o wiele wiecej wolnosci i przestrzeni w tym naszym zwiazku. Wrocil spokoj, zadowolonie, i radosc z bycia ze soba. W tym roku minela nam 18-rocznica slubu, weszlismy w pelnoletniosc...

Zeszly rok byl dla mnie przelomowy - nagle cos jakby sie we mnie odetkalo i zaczelam oddychac, zaczelam pomalu cieszyc sie zyciem, porzadkowac, remontowac, malowac, przestawiac. Pojechalismy z B. w glebokie Appalachy, chodzilismy po odludnych szlakach brnac po pas w sniegu, gotujac jedzenie na palenisku. Zaczelam biegac, regularnie uczesczac na gym,i zapominac o tych umowionych spotkaniach z terapeutka. Przestaly mi byc potrzebne, poczulam sie silniejsza, pewniejsza siebie - ta pustka emocjonalna, zal, bezradnosc zaczela miajac, zaczelam cieszyc sie ze swojego zycia. Zaczelam tez pisac blog - nieregularnie, ale fakt ze w ogole pisalam go swiadczyl o tym ze pomalu zaczelam wracac do siebie, nawiazywac ze soba kontakt.

Czego nauczyl mnie ten trudny okres ostatnich czterech lat:

1. Pewne sprawy w naszym zyciu sa zdeterminowane z gory, tak jak choroby, czy tez inne wypadki losowe, jednak duzo tego naszego zycia mamy w swoich rekach. Tak wiele zalezy od moich wyborow, mojej dyscypliny, mojego nastawienia i otwarcia sie na mozliwosci.

2. Zrozumialam tez ze 24 lat zycia w systemie totalitarnym mimo wszystko odcisnelo na mnie pietno - nosze w sobie duzo bezradnosci i podswiadomych lekow.

3. Wychowanie w polskiej odmianie religii katolickiej obwarowanej zakazami/nakazami odcielo mnie od tego osbistego kontaktu z Bogiem, ktorego ni da sie zdefiniowac, ani tez zamknac w jednej religii.

4. Ta emigracja, momentami tak trudna i samotna dala mi szanse do rozwiniecia swojego potencjalu, pomnozenia biblijnych talentow, tych moich i unikalnych, ale bedzie to wymagalo mojego zaangazowania, pracy - bedzie to proces.

I tak mysle ze ten blog bedzie towarzyszyl mi w tym procesie wzrastania, zdrowienia. Zaczne go pisac jako otwarty blog - jesli poczuje ze ten blog staje sie zbyt osobisty to go zamkne.

No comments:

Post a Comment