Saturday, November 19, 2011

Urlopu dzien pierwszy

Dzien pierwszy urlopu spedzilam na absolutnym niespieszeniu sie. W pieknym jesiennym sloncu grabilam liscie. Pilam kawe w sloncu. Czytalam ksiazke. Rozmawialam dlugo z synem. Ugotowalam bardziej skomplikowany obiad. Mimo urlopu, poprosilam Lidie aby posprzatala mi dom. Fakt moglabym zrobic to sama, ale wiem ze ona liczy na tych pare groszy, a ja moge jej tych pare groszy zaplacic. Przysla z malym cztero-letnim synkiem, gesto sie tlumaczac ze nie miala z kim go zostawic. Przypomnialam sobie ten moj stres, kiedy B. byl maly, przedszkole zamkniete, a ja musialam prowadzic laboratorium czy tez inne zajecia ze studentami, i na gwalt szukalam kogos , kto moglby sie nim zaopiekowac na tych pare godzin. Powiedzialam  Lidii ze zawsze ze soba moze przyprowadzic malego Kevina. Lidia slabo mowi po angielsku, Kevin tez - ale z wielkim przejeciem probowal mi cos opowiedziec. Jego czarne, skosne troche oczy caly czas sie smialy - zadziwiajaco grzeczny, ale tez odwazny chlopak. Lidia sprzata moj dom prosto z serca. Zawsze zrobi cos ekstra, jest niezwykle uczciwa. Weszla do mojego zycia tak zupelnie przypadkiem - bylam zdesperowana brakiem czasu, postanowilam znalezc kogos do pomocy. Spojarzalam na lokalne ogloszenia, Lidia byla pierwsza i ostatnia osoba z ktora sie skontaktowalam. Prawie z ulicy. Ale tez od pierwszego kontaktu mialam doskonale przeczucia co do niej...Znamy sie juz cztery lata, i czuje gleboka wiez z ta ciezko-pracujaca kobieta z Boliwii. Wczoraj moj dom znow rozbrzmiewal tupotem malych chlopiecych stop...

Coraz czesciej sie przekonuje ze zyjac w otwarciu na swiat, swiat bardzo szeroko otwiera sie na nas. Ludzie, ktorych potrzebujemy staja na naszej drodze, sytuacje zyciowe prowadza do nowych miejsc, do nowych etapow zycia, ktore sa dla nas dobre. Problem jednak taki, ze czesto zupelnie tego nie widac, gdy tkwimy w bolu, leku i niepewnosci.


No comments:

Post a Comment