Ego w tlumaczeniu na jezyk polski to: ja, jaźń, próżność.
Angielska definicja ego jest bardziej skomplikowana:
The conscious and permanent subject of all psychical experiences,
whether held to be directly known or the product of reflective thought;
-- opposed to non-ego.
Wg mojego wolnego tlumaczenia - ego to jest nasza swiadomosc siebie. To jest nasze myslenie, odczuwanie, widzenie siebie. Kazdy z nas zamkniety jest w kokonie swojej jazni, ktory to wytworzony jest przez nasza historie i doswiadczenia. Ego mozna porownac do pokoju w ktorym jestesmy troche bardziej lub mniej "zamknieci". Czasem nie mamy zielonego pojecia ze poza tym naszym pokjem istnieje wielki swiat i wiele innych pokojow. Pokoj ten moze byc bardzo piekny, umeblowany wg naszych potrzeb - wtedy czujemy sie tam wygodnie az do momentu gdy ktos (drugi czlowiek), lub cos ( sytuacja) wprowadzi troche zamieszania do tego misternego porzadku naszego myslenia, swiatopogladu lub religijnych przekonan.
Czasem ten pokoj nie jest az tak bardzo wygodny, ale mimo wszystko bardzo bezpieczny, zamkniety i taki oswojony, po prostu nasz. Moze sa w nim meble po przodkach - antyczne -ktorych szkoda nam sie pozbyc bo sa zbyt cenne, i reprezentuja wysilek poprzedniego pokolenia w kierunku zapenienia nam materialnej stabilnosci. Lub moze sa tam meble, ktore zakupilismy albo pod wplywem kogos innego, lub w trudnym okresie zycia gdy nie bylo nas stac na to, co tak naprawde sie nam podoba. (A moze po prostu niekoniecznie wiedzielismy co nam sie podoba, co tak naprawde reprezentuje nasze wartosci i nie znalismy siebie tak dobrze kiedy meblowalismy ten pokoj. A moze po prostu wyroslismy z tego obecnego umeblowania?)
Takie to pokoje symbolizuja nasze myslenia ktore bywaja zastawione i zawalone uczuciami i przekonaniami ktore w zaden sposob nie sluza nam. Moze to byc lek, zlosc, zal, poczucie winy, poczucie krzywdy, niesprawiedliwosci. Nawet jesli na zewnatrz wydaje sie ze pokoj ten jest stosunkowo uporzadkowany, to mieszkajac w nim odczuwamy brak swiatla, powietrza, wiemy ze gdzies tam pod kanapami ( ktorych nawet za bardzo nie lubimy) kryja sie smieci, stosy jakis notatek z przeszlosci - jednym slowem, balast, balagan, ktory przeszkadza, kluje, uwiera i izoluje. Gdzies tam blaka sie mysl ze czas zabrac za to, ale czesto albo brak na to czasu, albo balagan ten jest tak przytlaczajacy, ze poprostu nie wiadomo od czego zaczac.
Tak tez bylo ze mna.
Zaczelam sie dusic. Uchylilam okno swojego myslenia. Nawet czasem udalo mi sie wyjsc na zewnatrz tego mojego pokoju i zajrzec tam przez okno. Nie za bardzo mi sie podobalo co tam widzialam. Zaczelam analizowac swoje mysli. Na poczatku zlapalam sie na dosc nieciekawej mieszance poczucia wyzszosci i kompleksow w jednym. JA zrobilabym to inaczej (czytaj lepiej). JA nie potrafilabym tak tego zrobic (oczywiscie jestem beznadziejna). Potem wyczytalam w ksiazce Dr. Wayne Dyera, Your Sacred Self, ze wlasnie to wieczne porownywanie sie sie do innych, poczucie odrebnosci to wspaniala pozywka dla EGO, ktore ma wielka potrzebe dotarcia na mete pierwsze i odseperowania nas od dobra w innych ludziach, i tego dobra w nas ( w niektorych religiach nazwanych dusza lub duchem).(Dla rozbuchanego EGO kazda meta jest dobra, nawet ta ktorej wlasciwie nie da sie zdefiniowac.) Ego potrafi nas solidnie obudowac, tak ze nikt nie jest w stanie nas urazic - ale tez nic juz nas specjalnie nie porusza, nie raduje. Ta bezpieczna zbroja nie pozwala nam na nawiazanie prawdziwych przyjazni, milosci....
I ostatnio zaczelo mi sie juz wydawalo ze solidnie przewietrzylam juz to swoje ego, ze pozbylam sie tych starych kanap reprezentujacych poglady narzucone mi przez innych ludzi ( czesto "dla mojego dobra"), ze dobralam sie do nawet do tych smieci poupychanych w katach mojego myslenia, ktore moze nawet tak juz mi nie przeszkadzaja, ale tez niczemu nie sluza, i zaczelam sobie meblowac moje myslenie od nowa. Zaczelo mi byc nawet wygodnie z tym swoim nowym porzadkiem....Nowe ego.
W sobote wstalam zdecydowanie lewa noga. Zmeczona. Obolala. Ta ranna gimnastyka napewno przyniesie oczekiwane rezultaty...ale jak narazie nie czuje sie najlepiej. Teoretycznie wiem jak powinnam zaczac taki ranek. Medytacja, dlugi spacer, spotkanie z kims mi bliskim, kontakt telefoniczny, list - w religii buddyjskej nazwane jest "feeding the ghosts" and "offering to protectors"- uswiadomienie sobie sytuacji, wylapanie tych kiepsko-sluzacych nam mysli, demonow i przeczekanie ich, siegniecie po pomoc od bliskich nas ludzi... Nakarmione przestrzenia, pieknem przyrody, dobrym slowem, miloscia, spokojem demony najczesciej nas opuszczaja, a co najmniej traca na natezeniu. Jesli zaczynamy z nimi walczyc, zloscic sie, uzalac, atakowac bliskich nas ludzi - wtedy demony rozpieraja sie w nas, ego rosnie, zatraca sie w swojej proznosci, poczuciu winy, zalem nad soba. Sobota byla pieknym dniem, ja jednak zaczelam ja od sprzeczki z M i ku "pokrzepieniu" podazylam na zakupy.
Oczywiscie zakupy same w sobie nie sa niczym zlym, jesli mozemy sobie pozwolic na zakup pieknych rzeczy, ktore pozniej nas ciesza, ktorych potrzebujemy...Zakupy jednak sa problematyczne, jesli maja nam poprawic humor, bo najczesciej na dluga mete materia nie jest w stanie nam pomoc...No coz, nabylam bardzo ladny sweter ( naprawde ladny:)), pare kosmetykow....Przez moment poczulam sie lepiej. Potem spotkanie z kolezanka - to tez troche mi pomoglo, ale moje nie nakarmione odpoczynkiem, cisza demony tylko troche sie uspokoily.
I w takim to napietym stanie ducha wsiadlam do samochodu, i pomalutku zaczelam wycofywac. Sasiedni kierowca tez mial ten sam pomysl, i w rezultacie wjechal we mnie. Odczulam to male zderzenie tak, jakby ktos przebil balon mojej zlosci. Wysiadlam z samochodu cala wsciekla, zerknelam na miejsce zderzenia - sa rysy...Z trzesacymi sie rekami, zazdalam dokumentow, wyglosilam dlugie kazanie na temat ostroznego wycofywania. Zrobilo sie zamieszanie, w miedzyczasie kierowca (starsza Chinka) zaczela mnie oskarzac o to ze upozorowalam ten wypadek, ze chce wyciagnac pieniadze z jej ubezpieczenia. Moje oburzenie nie mialo granic, jak to , co to....Moja racja, jak ona smie... W miedzyczasie gdzies tam blaknela mi sie mysl, ze to wszystko ma za duza intensywnosc, ... z tym ze oczywiscie, ego moje juz bylo tak zapedzona, ze za Boga nie moglam zlapac juz zadnego dystansu do tej calej sprawy. Wsiadlam do samochudu i zaczelam plakac, wylewajac przed soba zale straszliwe, jak ta Chinka mogla mnie nieslusznie posadzic, jak smiala, przeciez to jej wina - oczywiscie przypomniala mi sie historia z dziecinstwa, jak to w sklepie nieslusznie zostalam posadzona o kradziez, i mama mi nie wierzyla... Dramat, dramat nie z tego swiata... Przeplakalam cala droge do domu. Wrocilam do domu i przyjrzalam sie dokladniej tym rysom na zderzaku. Bylo to bloto. Po wytarciu wilgotna szmatka, nie zostalo prawie sladu. Cala sytuacja byla zupelnie niepotrzebna. To byla moja lekcja...Gdybym podeszla do tej malej stluczki ze spokojem w sercu, z porzadkiem w moich emocjach, z dystansem, z poczuciem milosci, to byc moze wpadlabym na mysl aby spojrzec na te rysy na blotniku. Moze zorientowalbym sie ze tak naprawde NIC sie nie stalo.. Moze powiedzialybysmy sobie cos milego, nawet posmialy sie z calej tej sytuacji. Gdybym tylko umiala wyjsc na moment z tego zawalonego emocjami i fizycznym zmeczeniem pokoju mojego myslenia i spojrzec na caly ten dramat z zewnatrz.
No coz , takie wlasnie sytuacje pozwolaja nam przewietrzyc nasze pokoje, pozbyc sie kolejnej kanapy, ktora moze i zabytkowa jest, ale nijak w naszym guscie i zupelnie dla nas niewygodna. A nawet jak juz te kanapy sa wyniesione, to moze gdzies tam pod nowym meblem zaczyna sie zbierac kurz naszego nowego ego, ktore ma zadziwiajaca zdolnosc odradzania sie, specjalnie w sytuacjach dla nas trudnych, w ktorych czujemy sie bezbronni. Pozostaje mi teraz z szacunkiem i miloscia do siebie wyciagnac wniosek z tej lekcji. I miec nadzieje ze nastepnym razem po wyjsciu z samochodu najpierw spojrze na ten symboliczny blotnik a potem uda mi sie uchylic okno swojego myslenia. I ze zanim zareaguje pozwole sobie na sekunde refleksji i poglaskam po glowie to swoje ego proszac by sobie usiadlo na moim ramieniu a mnie pozwolilo spkojnie rozwiazac problem siegajac do moich glebszych zasobow ktore nazywamy sercem, dusza lub naszym prawdziwym istnieniem.
PS Badania umowione/zrobione. Na uniwersytet zadzwonialam, i bede musiala zdac wstepny egazamin aby dostac sie na studia pedagogiczne. Moje egazminy ze studiow doktoranckich sie juz przedawnily. No wiec kolejny krok, to zakupienie podrecznika aby zaczac sie uczyc na ten wstepny egzamin. Zadanie na ten tydzien.
Chętnie do Ciebie zaglądam, ale jednak ciągle mam problemy z umieszczeniem komentarza. Nie wiem, czy dziś się uda...
ReplyDeletePodoba mi się Twoja autoanaliza. Trzeba dużej dojrzałości, żeby zdobyć się na krytyczne spojrzenie bez destrukcyjnego dowalania sobie. Tak trzymaj! :)
To porównanie do pokoju - zadzwiające, już jakiś czas temu zauważyłam, że odkąd zaczęłam terapię, maniakalnie sprzątam, odświeżam, przemeblowuję, wyrzucam starocie. Czyżby projekcja porządków w "pokoju wewnętrznym" na dom zewnętrzny?
ReplyDeleteMarta (Robin)--> Babcia
ReplyDeleteTo ta nowa jesienna strona chyba ma wadliwy kod jesli chodzi o dodawanie komentarzy. nawet mi sie juz ta strona tak nie podoba bo strasznie zagracona jest. Dzieki babciu za dobre slowo. Ty babciu kasztaltujesz moja swiadomosc polityczna - teraz juz regularnie ogladam polski dziennik, i polityczn analizy w telewizji Polonia, i coraz lepiej rozumie Twoje komentarze. Swoj do swojego ciagnie!!!:)
Marta--> K.S. Mam identycznie. I to moje sprzatanie to najczesciej oddawanie/usuwanie/wyrzucanie. Coraz mniej rzeczy kupuje - coraz wiecej przestrzeni wokol mnie. Coraz czesxciej szkoda mi czasu na zajmowaniem sie materia :)