Saturday, July 30, 2011

Stabilnosc

Dwa tygodnie w podrozy sluzbowej - zwidzilam troche srodkowej i srodkowo-zachodniej Ameryki. Ta podroz zdecydowanie wyprowadzila mnie ze stanu uwygodnienia, gdyz zmusila mnie do przejazdu samochodem przez zatloczone Chicago i  kilku-godzinna jazde poprzez stan Indiana i Michigan. Spedzilam troche czasu tuz na uniwersytecie nad  pieknym jeziorem Michigan, potem pojechalam na kolejnym uniwersytet w calkiem uroczym miasteczku o wdziecznej nazwie Kalamazoo ( po indiansku znaczy to ( gotujacy sie garnek - boiling pot). 

Te wyjazdy sa dla mnie trudne, bowiem zawsze wtedy dotkliwie odczuwam swoja "innosc". "obcosc". Mowie z obcym akcentem, nie rozumie wielu kulturowych rzeczy, rzadko kiedy moge zidentyfikowac sie z dziecinstwami, mlodosciami i karierami moich amerykanskich kolegow. Pracuje w organizacji, ktora zrzesza wyjatkowych ludzi - ludzi ktorzy poza swoja praca zawodowa udzielaja sie na wielu frontach, sa zaangazowani, oddani - jednym slowem wyjatkowi. To bardzo inspirujace, jednak tez czesto troche przygnebiajace dla mnie, bowiem wiekszosc tych ludzi w wieku lat 24 juz zaczynali swoje interesujace kariery zawodowe, ja dopiero wtedy przyjechalam do USA i zaczynalam tutaj swoja edukacje. Przyjechalam z kraju w ktorym system totalitarny nie wspieral indywidulanego rozwoju czlowieka i mozliwosci rozwoju byly marne.  

Zdaje sobie dobrze sprawe ze sama wpedzam sie w to poczucie innosci, ze problem lezy we mnie i z tym ze wciaz momentami zmagam sie z tym poczuciem wyuczonej bezradnosci,  a jednoczesnie z moja tendencja widzenia swiata w kolorach bialo-czarnych, oraz ektremalnym perfekcjonizmem.

Byly momenty podczas tego wyjazdu, kiedy doskonale umialam wylapac ta moja destruktywna tendencje, zapanowac nad nimi, wylaczyc emocjanalny autopilot i swoim rozumem pokierowac nad swoimi emocjami. ( Moja mantra- moje mysli, to niekoniecznie obiektywna prawda!). Byly jednak tez momenty ze czulam sie fatalnie i emocjonalne na poziomie lat trzynastu - przestraszona, zagubiona i potwornie inna. I wrocilam taka jaks zmeczona, emocjonalnie podlamana, myslac jak zupelnie inaczej radzilabym sobie ze swoja praca, gdybym mogla pracowac w jezyku ojczystym (Moja praca wymaga zarowno dobrego pisania jak i mowienia.). I wlasnie w tym momencie tej emocjonalnej degrengolady zadzwonil telefon - moja najblizsza i ukochana przyjaciolka z Polski. Dawno zesmy nie rozmawialy - dzis rano myslalam o Niej. Ten telefon i nasza dluga rozmowa zmienila calkowiecie moja perspektywe - mam przeciez swietna praca (w ogole mam prace w swoim zawodzie!) w ktorej tak wiele sie ucze, ale przeciez ta praca to nie jest moj ostateczny cel, to droga do kolejnego etapu. Ten wyjazd to kolejna lekcja - frustrujaca i trudna, - ale zmuszajaca mnie do zmierzenia sie z kolejnymi demonami. Jednym z tych demonow sa moje publiczne wystapienia po angielsku - unikam ich jak ognia. Martwie sie ze moj akcent uniemozliwi ludziom zrozumienie mojej prezentacji. Musze sie sie pogodzic ze nigdy mowienie po amerykansku nie bedzie przychodzilo mi tak latwo jak rodzimej Amerykance, ale moge wycwiczyc techniki efektywnej prezentacji.

Od dwoch lat naleze do organizacji Toastmasters i powinnam juz przygotowac co najmniej 10 przemowien. Ile przygotowalam? Dwa. Ile czasu spedzilam nad uzalaniem sie nad moim akcentem, i lekami przed publicznymi wystapieniami? Nie wiem dokladnie - ale jestem przekonana ze za ten czas przygotowalabym co najmniej 3-4 dobre przemowienia. Starszy przemily pan zaoferowal ze bedzie moim mentorem. Ile razy sie z nim skontaktowalam? Raz. 
Plan: W czasie tego weekendu z kalendarzem w reku zaplanuje moj udzial w spotkaniach Toastmastersa, i przesle ten moj plan do naszego lidera. Skontaktuje sie z Chrisem, i poprosze o jego pomoc.
Kolejne rozmamlanie - jestem samotna, daleko od rodziny, od moich przyjaciol. W takich momentach rozmamlania , zaczynam sie izolowac - w skrzynce nieodpowiedziane wiadomosci ( Maju , wkrotce odpisze!) , telefon, Skype.Co mieli powiedziec emigranci nawet 50 lat temu? Nie, nawet 20 lat temu, kiedy minuta rozmowy telefonicznej kosztowala 25 ca a email , nie wspominajac o Skypie, byl wciaz technologia przyszlosci.)

Tym wpisem doprowadzam sie do rownowagi i wracam do swojej rutyny. Kolejny , latwieszy wyjazd do Kolorado za 4 tygodnie.

REMEMBER:

"Life is 10% what happens to you and 90% how you react to it." -Charles Swindoll

"If you are never scared, embarrassed, or hurt, it means you never take chances." -Julia Soul







6 comments:

  1. Ciekawie piszesz. Mieszkalam z mezem w Blacksburgu, VA w roku 1978/79, bo byl on wykladowca na tamtejszym universytecie. Niektore przyjaznie z tamtych lat, pozostaly do dzisiaj Teraz mieszkamy w Skandynawii, jestesmy juz oboje na emeryturze. Rozumiemy Twoje rozterki, kazdy emigrant musi, chyba, przez to przejsc. Pozdrowienia :-)))

    ReplyDelete
  2. Dziewczyno!! Ty wiesz, ile osób ci zazdrości możliwości, które są Twoim udziałem i perspektyw, które są na wyciągnięcie ręki??
    Wystarczy zmienić perspektywę patrzenia. Gdzieś wyczytałam myśl, która przy sprzyjających warunkach może przeorać życie: "Wystarczy ze słownika wyrzucić słowo problem i zamienić go słowem wyzwanie, by życie całkowicie się zmieniło." Bo wyzwania lubimy podejmować, nie uważasz?
    I jeszcze słówko na temat nominacji. Pięknie Ci za nią dziękuję, fantastycznie połaskotałaś moje ego, ale - proszę, nie bierz tego do siebie osobiście- nie pociągnę tego dalej z bardzo prostego powodu. Tego typu zabawa jest dla mnie stresująca a ponadto nie lubię i nie umiem pisać o sobie.
    Serdecznie Cię pozdrawiam. :) BBM

    ReplyDelete
  3. ... 20 lat temu? Bylo tak samo, poczucie innosci, samotnosci, oddalenia... Moze bardziej docenialo sie tych kilka 'drogich' minut w rozmowach. Starczylo powiedziec: 'u mie wszystko OK'. Potem tylko te slowa nalezalo wprowadzic w czyn.
    Pozdrowienia - od innego czlonka zalogi tej samej lodzi o nazwie Emigracja

    Ps. Caly czas balansujemy na linie roznic, innosci i podobienstw.

    ReplyDelete
  4. Robin -->Anonymous 1
    Dziekuje bardzo za komentarz. Blacksburg VA??? Znam dobrze to miejsce- dwa lata temu bylam tam na konferencji w Redford University. Pewno tam maz wykladal? Uroczy zakatek USA z pieknymi szlakami. Skandynawia w mojej wyobrazni jest takim przepieknym miejscem tez. Mam nadzieje ze kiedys uda mi sie wiecej pojezdzic po swiecie.

    Robin-->BBM
    Oczywiscie ze roizumie w sprawie wyroznienia! Samej mi bylo trudno wymyslic 7 sensownych rzeczy o sobie :) Tutaj w USA wlasciwie slowo "problem" nie istenieje :) Zastapione to slowo jest slowem "challenge" co oznacza wlasnie wyzwanie, ktore nalezy rozwiazac. Amerykanie to niezwykle pozytywni i pomocni ludzie, ja zdaje sobie sprawe ze demony sa we mnie, i ze ta emigracja dala mi olbrzymia szanse wzrostu duchowego i emocjonalnego. No ale takie doly czasem lapia mnie:):) Ostatnio regularnie ogladam polskie dzienniki i BBM jeszcze bardziej lubie Twoje konstruktywne i pozytywne komentarze!

    Robin-->Anonymous 2
    :):):):) Tak ja w tym cytacie 90% naszego zycia zalezy od naszej reakcji na to co sie wokol nas dzieje.

    ReplyDelete
  5. Redford lezy bardzo blisko Blacksburga. Blacksburg to ogromne, studenckie miasteczko z wielkim campusem i masa domow studenckich. Nie pamietam dokladnie nazwy ale to wtedy nazywalo sie Virginia Tech. and University...albo odwrotnie :-)))) Nie moge zapytac meza, bo spi :-))) Nie wiem, czy pamietasz (kilka lat temu), wlasnie w Blackburgu byla ta straszliwa masakra, o ktorej bylo slychac na calym swiecie, student zabil kilkanascie osob, studentow. Bardzo przezylismy te katastrofe, bo trudno nam bylo uwierzyc, ze w tak spokojnym i pieknym miejscu, moglo sie cos takiego zdarzyc. Przyroda tam jest piekna i Apalagi jesienia cudowne. Skandynawia jest takze piekna, warto tutaj przyjechac na urlop. Pozdrowienia :-)))

    ReplyDelete
  6. Oczywiscie ze w Blacksburg to Virginia Tech! To doskonaly uniwersytet stanowy i wszyscy bardzo przezywalismy ta tragedie, bo chlopak ktory zamordowal tyle osob pochodzil z przedmiesci waszyngtonu, z rodziny Koreanskiej. Tak wiele wtedy dyskutowano, ze w rodzinach koreanskich choroby psychiczne sa stigma bowiem ow chlopak od dawna mial problemy.

    A Appalachy sa cudowne, i ja tam uciekam czesto po cisze i kontakt z natura :)

    ReplyDelete