Waszyngton wyglada pieknie ustrojony kwiatami wiosennymi. Piekne wiosny i dlugie kolorowe jesienie to zadosciuczynienie za straszliwie wilgotne i gorace lata z jakimi tutaj musimy sie mierzyc co roku.
Moja praca ma specyficzny cykl - dwa razy do roku cala nasze Towarzystwo Naukowe bierze udzial w organizacji olbrzymiej narodowej konferencji. Tegoroczne wiosenne spotkanie odbylo sie w Kalifornii, w malym miescie Anaheim tuz pod Disneylandem. Poniewaz nasze zjazdy sa tak olbrzymie (12-16 tys.ludzi), tylko niektore miasta moga pomiescic tak wielka konferencje, czesto wiec jezdzimy w te same miejsca - i byla to juz moja druga wyprawa do Anaheim. Wybitnie nie lubie tego miejsca, skomercjalizowanego, tandentnego, zabudowanego hotelami, nastawionego na szybki zysk. Mialam nadzieje ze chociaz troche pogrzeje sie w kalifornijskim sloncu - guzik z petelka- bylo zimno, deszczowo - wrocilam kompletnie przeziebiona i rozbita stamtad. Na szczescie juz mi lepiej.
Wciaz pracuje nad zlapaniem lepszego balansu pomiedzy praca a odpoczynkiem. Te ostatnie lata wprzegly mnie w taki kierat , ze ciezko mi teraz sie od tego uwolnic.Dzis jednak podczas pracy spotkalam sie na dluga kawe z moja przyjaciolka Amri, ktora jest niewiele starsza ode mnie, a juz jest wdowa. Amri wciaz jest w wielkiej zalobie. Wciaz strasznie teskni. Mowi z taka miloscia o swoim malzenstwiem.Amri pilnuje sie jednak bardzo zeby nie popasc w rozpacz - dzis opowiadala, jak strasznie wciaz mocuje sie z Bogiem, jak bardzo jest momentami zla na Niego, i jak czesto po takich "pojedynkach" dostaje kolejny "znak", lub tez przychodzi do niej upragniony spokoj. Coraz czesciej dochodze do wniosku ze te bardzo trudne sytuacje pomagaja nam odczuc glebie naszego istnienia, w rekach naszych jednak jest to czy potrafimy otworzyc sie na ta glebie.Opowiedziala mi tez swoj piekny sen ktory zdecydowanie moze byc interpretowany jako znak.
Z radoscia stwierdzam ze coraz czescie udaje mi sie odciac od moich niszczacych mnie od srodka emocji, od fali zlosci ktore wciaz gdzies tam wciaz przelewaja sie we mnie, i czasem naplywaja w obliczu leku , lub stresu. Ja wlasnie reaguje zloscia na stres. Coraz czesciej umie wlaczyc swiadomosc tego co sie ze mna dzieje, kiedy moje zakompleksiale ego domaga sie glosu, kiedy leki z dziecinstwa paralizuja moja rosnaca dojrzalosc emocjonalna. Coraz czesciej czuje sie solidniej osadzona w sobie, w lepszym kontakcie ze soba.
Ostatnio prowadzilam dosc duze spotkanie. Skomplikowany projekt - ja, jedyna osoba, ktora mowie z obcym akcentem, a co gorsze w momentach stresowych mam tendencje zapominania slow, zacinania sie, co paralizuje mnie jeszcze bardziej. Kiedy przedstawilam zakres mojej prosby, po pytaniach widzialam ze nie bardzo zostalam zrozumiana. Potem nastapil gremialny atak na moj plan i moja automatyczna reakcja to panika, obarczanie siebie wina za brak przygotowania, za nieudolnosc. Jednak w tamtym momencie umialam wylapac te fatalne, automatyczne emocje i zaczac dokladniej sluchac moich kolegow, zadawc pytania - calkowicie wylaczylam swoje obolale EGO, skupilam sie na projekcie. Pomalu, pomalutku zaczelam wyluskiwac pomocne racje, mowilam malo, sluchalam. Czulam ze energia w tym pokoju zaczyna sie zmieniac. Po godzinie nie osiagnelismy kompromisu - moi koledzy wzieli materialy i obiecali kolejne spotkanie. Ja wyszlam z tego spotkania calkiem spokojna - ot zycie, czasem musi byc po grudzie, nie zawsze musze miec racje, czasem moze i mam to racje , ale poza moja racja jest wiele sil w organizacji, i czasem po prostu tak jest ze niektore spotkania okaza sie strata czasu jesli ten czas mierzymy w kategorii posuniecia projektu do przodu, ale tez takie spotkania to moze byc doskonala lekcja w naszej umiejetnosci zycia swiadomego, tego nie w przod lecz w glab.
Zycie glebokie i swiadome - zycie ktore nie posuwa sie do przodu z predkoscia swiatal, mimo ze swiat i wszystko wokol nas pedzi na urwanie glowy ....
No comments:
Post a Comment