Tuesday, December 14, 2010

one of these days...

Tak wygladal moj wczorajszy dzien, ktory byl platanina konfliktowych sytuacji, wymagajacych cierpliwego rozwiazywania. Od drugiej godzinie zlapal mnie potworny bol glowy, w miedzyczasie zezarlam kilka ciastek - niech przeklety bedzie ten okres swiateczny- CODZIENNIE u nas w pracy sa jakies wypieki. Kedy wracalam do domu myslalam ze czeka mnie zasluzony odpoczynek - nic z tego, na stole czekal list ze szkoly B. ze w polowce tego semestru dramatycznie spadly mu oceny. DRAMATYCZNIE!

Kolejna burza. Zareagowal niczym polityk - po naszych bardzo juz zuzytych mowach ( najmlodszy, trzeci chlopak, wiec "zdaj sobie sprawe ze to chodzi o cale twoje zycie"  rozleglo sie w domu u nas po raz tysieczny!) odpowiedzial - "I am taking a full responsibility for it, and please give me a chance to take care of my grades"  Powietrze oczyscilo sie dramatycznie podczas tej domowej burzy, bo ostatnio B. odpuscil sobie na wielu frontach, a on jest taki typ, ze jak mu na czyms zalezy to sie zmobilizuje i dojdze do celu, wiec dobrze ze szkola sle takie ostrzezenia. 

Po tym wszystkim dowiedzialam sie ze bardzo mi bliska kolezanka z Kanady stracila prace. Jest niezwykle utalentowanym projektantem stron internetowych i grafikiem, wiec zamierza rozkrecic swoja firme, i bardzo bym jej chciala kilka projektow podeslac. 

O polnocy wspomoglam sie z lodami, po ktorych zreszta poczulam sie jeszcze gorzej. Dzis nowy dzien! Wracam do zadan dnia piatego:)

No comments:

Post a Comment