Od 20 lat zyje zawieszona pomiedzy dwoma panstwami - czasem bardziej w USA, czasem bardziej w Polsce; rozpieta pomiedzy dwoma kulturami, jezykami, roznymi mentalnosciami. Chce zlapac troche mysli z tej mojej emigracyjnej drogi, i poznac ludzi ktorzy odbywaja podobna wedrowke...
Saturday, July 24, 2010
Chicago
Wczesny ranek w miescie zupelnie nieoswojonym.
Jezioro Michigan wciaz bardzo zaspane.
Nagle czas zaczyna zwijac sie w petelke, zawrocony moze zapachem.
Czy tez mgla?
Taka sama
jak kiedys
na tej drugiej polkuli.
Na progu kliniki weteranow ruch.
Przenosne radio z parapetu oznajmia nowy dzien.
Leniwe Tai Chi nie jest juz tajemniaca strzezona przez pokolenia.
W barze kawowym Metropolitan maly oltarzyk ze zdjeciem mlodej dziewczyny.
Pomaranczowa gerbera i swieca z Chrystusem zmartwychwstalym.
Dziewczyna ze zdjecia usmiecha sie. Patrzy radosnie w przyszlosc.
"Left us too soon. She was such a talented barista"
Czas znow sie zatrzymal, poszybowal w przeszlosc, odcial sie od przyszlosci.
Zaskoczona, nie zdazylam zapytac jak umarla.
Na moim latte staranne, pierzasto - mleczne serce.
"Just for you" - "Thanks! How pretty!"
Usmiecham sie z wdziecznoscia.
Koncze latte i pomalu przywracam czas do porzedku. Niech juz zdyscyplinowany plynie tylko do przodu. Wracam do hotelu.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment