Monday, May 31, 2010

Mini wakacje

Podjelismy meska decyzje - zostawiamy juniora w domu i jedziemy na mini wakacje. Zapakowalismy dwa rowery, jedna zmiane ubran, i bez zadnej rezerwacji wyjechalismy w kierunku zatoki (Chesapeake Bay). W palnie mielismy zwiedzic dwa malutkie, historyczne miasteczka - Oxford i St. Michaels.


Drogi byly przejezdne, pogoda piekna, po dwoch godzinach znalezmy 100-letni hotel gdzie  sie zatrzymalismy. Przez dwa dni podziwialismy stare wiktorianskie domy, piekne ogrodki i werandy, wchodzilismy do malych sklepikow z roznymi skarbami, jedlismy kraby i krewetki, jezdzilismy rowerami wzdluz zatoki, siedzielismy na molach i wgapialismy sie w wode. Mnie do absolutnego szczescia zabraklo kapieliska, no ale czy mozna miec wszystko w zyciu na raz??? Dwie godziny od zatloczonego, pedzacego Waszyngtonu, odkrylismy inny swiat. Swiat ktory sie nie spieszy, ktory uprawia ogrodki, robi zakupy na placach targowych, siedzi na werandach z ksiazka na kolanach...No coz, taki swiat jest teraz dla nas nieosiagalny,  trzeba nam jednak czesciej uciekac na te mini wakacje...a tymczasem jade do sklepu z kwiatami, i powsadzam je w doniczki....No i naprawde w koncu zaczne sie odchudzac, bo zdjecia mnie z lekka podlamaly...

Dzis w Ameryce Memorial Day, swieto wszystkich ktorzy zgineli na polach walki. Dla wielu rodzin amerykanskich rany po tych zmarlych sa bardzo swieze i glebokie - tyle ludzi zginelo w Iraku, i nadal tyle umiera w Afganistanie - w kazdej minucie historii gdzies toczy sie jakas wojna, i gdzies gina ludzie....

Junior praktycznie nie zrobil w domu nic podczas naszej nieobecnosci, co mnie z lekka rozczarowalo, i chyba mu zaczne troche wyzej stawiac poprzeczke bo sie mi chlopak rozleniwil. Uczy sie dobrze, ma duze sukcesay akademickie, jest uroczy, uprzejmy ( co za ulga, bo trudno z nim bylo sie dogadac 2-3 lata temu) i moze z wdziecznosci ze ten okres burzliwego dojrzewania juz minal, za malo od niego wymagamy.

Dzis w nocy mialam sen ze nasz kot wpadl pod auto, myslelismy ze zostal zabity, i okazalo sie ze ledwo co dycha, ale dycha.  Reszte snu spedzilam u weterynarza, kot zostal odratowany, ale rachunek z tej jednej wizyty wyniosl ponad $700. Kocisko znika na cale letnie noce, wiec pierwsze co zrobilam dzis rano, to poszlam go szukac. Wrocil sponiewierany z dziura nad okiem... wyglada ze stoczyl walke z jakims ptakiem, ktory musial miec ostry dziob...Chyba mialam troche proroczy sen. Do weterynarza jednak nie pojde bo kocisko wyglada na zadowolone z siebie, umyje mu ta rane jaks woda utleniona, i wyglada na to ze $700 zostanie mi w kieszeni. Hmmm, moze sobie powinnam cos kupic skoro "zarobialam" $700?


Kot caly i zywy:





Ponizej pare zdjec z naszych mini wakacji:




1 comment:

  1. Ależ tam jest cudnie!
    Jeżeli chodzi o chłopców, oni tacy już są, od czasu do czasu trzeba im przypominać o obowiązkach

    ReplyDelete