Po kilku tygodniach calkiem poteznych mrozow, wczoraj czuc bylo w powietrzu...wiosne. Pamietam w Krakowie te marcowe dni, kiedy resztki brudnego, prawie-czarnego sniegu topnialy, dozorcy zaczynali myc ulice, ludzie powoli sciagali czapki i odpinali plaszcze, golebie zaczynaly gruchac coraz to bardziej energicznie, a chwila, kiedy spod spodni mozna bedzie sciagnac rajstopy, potem spodnie zostana zamienione na podkolanowki byla juz tuz, tuz - najczesciej ten przelom wiosenny nastepowal w maju. Wtedy tez zaczynaly kwitnac kasztany, i koniec roku byl w bardzo bliskiej perspektywie.
Tutaj w Waszyngtonie ten rytm por roku jest calkiem zaburzony - pamietam lata, gdy w grudniu chodzilam jeszcze w podkoszulkach z krotkim rekawami, a poniewaz wychowalam sie w wielkiej, kamienicy krakowskiej, gdzie rano piec kaflowy byl lodowato zimny, a nieszczelne okna w zupelnie nieogrzewanej lazience powodowaly ze zostawiona na parapecie szczoteczka do zebow czeto zamarzala, zimno nie jest mi straszne. Nieraz juz zdarzalo mi sie po przyjezdzie do USA plywac w basenie (ogrzewanym), na brzegach ktorego byl snieg, rzecz nie do pomyslenia, w Polsce mojego dziecinstwa. Nie bylam zreszta jedyna osoba w tym basenie. Amerykanie nie wierza w grozbe zimna ktore moze przyniesc ciezkie choroby...Czesto zima widuje male dziewczynki w grubych kurtkach i podkolanowkach, a kiedy jeszcze pracowalam na uniwersyteczie, gdy tylko zima zaswiecilo mocniejsze slonce, studenci wylaniali sie z akademikow w szortach, niezaleznie czy byl to styczen, czy marzec.
Dlatego tez gdy wyszlam wczoraj z pracy wczesnym popludniem, nagle zaskoczyl mnie ten niespodziewany zapach cieplejszej pogody, ktory przypomnial mi to oczekiwanie na wiosne w dziecinstwie, kiedy ciezkie plaszcze zaczely sie juz potwornie nudzic, rajstopy pod spodniami zaczynaly bardzo drapac , i korzystalo sie tylko z okazji aby sciagnac czapki i szaliki, gdy dorosli nie mogli nas juz widziec. Faktycznie, przez ostatnich kilka tygodni mielismy tutaj prawdziwa zima. A to dopiero polowa stycznia....jeszcze trzeba bedzie poczekac na wiosne...
B. zadzwonil wczoraj do mnie do pracy czy moze spedzic noc u kolegi w sasiednim miescie. Ja mam osobliwy problem z moim synem - uwazam ze On za malo wychodzi z domu - wiec od dawna zachecalam Go aby rozruszal swoje zycie socjalne - twierdzil ze jak bedzie mial prawo jazdy to bedzie mial wieksza swobode przemieszczenia sie. No i nastapil pierwszy weekend niezalnosci i faktycznie B. pojechal do swojego przyjaciela z dziecinstwa. Nawet sie nie denerwowalam, tak duzo jezdzilismy razem kiedy sie uczyl, widzialam jaki jest odpowiedzialny i ostrozny, zadzwonil zaraz jak dojechal...
A ja zostalam z duza iloscia wolnego czasu - musze sie teraz przeorganizowac aby efektywnie wykorzystac te nowo-odnalezione godziny. Przede mna bardzo pracowity weekend....
W pracy wyglada na to ze budzety zamkniete...UFFFF......Doplynelam stylem rozpaczliwym do konca roku...wszystko jednak zostalo zapiete i dopilnowane, ale nie chce w tym roku pracowac w takim stresie.
No comments:
Post a Comment