Friday, October 28, 2011

Blues ---nie w Chicago , ale w Hartford

Hartford dalej mnie zaskakuje.Koniec pazdziernika, i wczoraj byla tutaj zamiec sniegowa. Zimno strasznie. Zapowiadaja HISTORYCZNA SNIEZYCE na jutro po poludniu. Ciekawa jestem czy dostane sie na czas do domu, bo moga zamknac lotnisko. Jak wyjezdzalam z Waszyngtonu to byla piekna sloneczna pogoda, wiec pewno te straszliwe turbulencje wziely sie ze spotkania sie dwoch frontow pogodowych. Wczoraj wieczor bylam na jednym z lepszych koncertow bluesowych . W Blackeyed Sally's.  Nie w Nowym Orleanie. Nie w Chicago. W Hatford Connecticut. Kto by pomyslal? Ale zespol (Lil' Ed & the Blues Imperials)  ma swoje korzenie w  Chicago. Fajna atmosfera, ale nie polecam jesli ktos jest na diecie. Ja nie przepadam za jedzeniem z poludnia USA czasem tez zwanym "comfort food". Ten "comfort" pochodzi chyba z monstrualnie wielkich porcji , i bardzo duzej ilosci tluszczu, a ja juz dawno doszlam ze problem amerykanskiej otylosci miedzy innymi bierze sie ze zbyt komfortowego stylu jedzenia.  A wiec jedzenie bardzo komfortowe! Ale za to koncert - SUPER. . Towarzystwo moich dwoch kolezanek - swietne. Hartford rules. Dzis moze spotkam sie z Markiem i jego zona. Jeszcze miedzy tymi atrakcjami musze odbyc dwie prezentacje dzisiaj :)

No comments:

Post a Comment