"When it gets warm, the snow and ice will melt" - rezolutnie zuwazyl major stolicy USA. Tymczasem przedzieramy sie przez straszliwe zaspy brudnego sniegu, miedzy ciezarowkami, koparkami, dzwigami walczacymi z tymi zlodowacialym gorami. Sielanka zimowa, symbioza sasiedzka, wspolne odsniezanie skonczylo sie i rozwscieczeni ludzie tkwiacy godzinami w korkach na nieprzejezdnych ulicach daja upust swojej agresji. Chodnikow praktycznie wciaz nie ma, wczoraj zostal smiertelnie potracony mezczyzna idacy do metra brzegiem ulicy. Zdecydowanie to miasto nie jest przygotowane na snowmeagaddon! Nasza ulica wciaz prawie nieprzejezdna, aby jedno z nas moglo wyjechac spod domu, wszyscy musimy wyjsc i na raz przestawic 3 samochody.
Dojazdy i powroty z pracy przedluzyly sie nam do radosnych 3 godzin dziennie. Masakra, jak mawia moj syn. Dzis pracuje z domu, ale zeby nie bylo mi tak wspaniale to nie moge polaczyc sie z serwerem i brakuje mi dokumentow, wiec zbyt efektywna nie jestem. Jednym z osiagniec mojego tygodnia bylo zdobycie $2,000 na wyjazd dzieciakow z rezerwatu indianskiego w Arizonie na zjazd naszego Towarzystwa w San Francisco. Wysmarowalam blagalny e-mail, zaapelowalam do sumien, opisalam biede w rezerwacie, roztoczylam perspektywe przyszlych naukowcow z rezerwatu do ktorej mozemy sie przyczynic, na koniec uzylam powiedzenia prezydenta Obamy "let's walk the talk". Wszystko szczerze i z serca , bo mam kolezanke ktorej ojciec byl lekarzem w rezerwacie i wiem jaka beznadzieja tam panuje, no i dostalam kochane pieniazki, z pytaniem czy potrzeba wiecej. Moze mam zadatki na fundraisera?
Tymczasem zdefiniowalam zrodlo mojej melancholii - tesknie za moja rodzina. Tesknie za mama, za moimi bratankami, za moimi kuzynami, za moim mieszkaniem w Krakowie, za polskimi gorami, imieninami, ogniskami, tesknie, tesknie - mam w sobie taka dziure chyba bez dna. Byl okres kiedy czesto bywalam na forach polonijnych - z jakiegos powodu wiekszosc z tych forow jest brutalnych, nie mowiac ze czesto sa bardzo ordynarne. Przynajmniej te amerykanskie. Zazwyczaj czytalam, rzadko kiedy zdarzylo mi sie cos napisac z powody zwyklego strachu przed atakiem. Ale bywali tam odwazniejsi ode mnie , ktorym zdarzylo sie wspomniec ze im lepiej w Polsce bylo, albo ze tesknia - o laboga, co sie wtedy dzialo, jak sie takiemu delikwentowi dostawalo. Ja niestety juz 21 rok zyje taka troche zawieszona pomiedzy dwoma kontynentami - mimo ze czuje sie wpelni zasymilowana....Moze w to lato przyleci do mnie brat ze swoimi dzieciakami. Tragiczne jest to ze ja rownoczesnie lubie mieszkac w USA, lubie ludzi, lubie prace, lubie ten system ( chociaz ostatnio polityka mnie wkurza straszliwie), lubie swoj kosciol. Idealem bylyby dlugie np, 3 miesieczne pobyty w Polsce...
Weekend - ostatni odpoczynkowy, bo w pracy zacznie sie goracy okres teraz i przez dwa kolejne weekendy bede w soboty pracowac. Mam wielka nadzieje zlapac troche slonca.
No właśnie, dłuższe pobyty w Krakowie załatwiłyby sprawę, czekałabyś na następny, cieszyła się każdą chwilą. Wiesz, najlepiej tam, gdzie nas nie ma, gdybyś tam pojechała na stałe, tez byłyby rzeczy, któych ci brak i coś tam by cię denerwowało. Ale rozumiem cię, też czasem tęsknię
ReplyDeletewww.zbabskiejperspektywy.blox.pl
A w sumie nie powinno sie narzekac majac pod reka Skypa, telefony, emaile...
ReplyDeletepamietam jak 20 lat temu minuta rozmowy z Polska kosztowala 25 centow...A wiek temu jedynym srodkiem komunikacji byly listy ktore plynely co najmniej dwa miesiace.
Ha, ja pamietam jak placilam (z Kanady) $2.5 za minute! To bylo nieco ponad 20 lat temu.
ReplyDeleteJa jakos przyzwyczailam sie do zycia tu i teraz. Tesknie, ale tak jak sie teskni do wspomnien z dziecinstwa...
Pozdrawiam :)