Saturday, June 19, 2010

o voluntariacie, kaczce i bieganiu

Alez mi minal blyskawicznie ten tydzien!  B. ma juz wakacje - odprezony, zadowolony, zupelnie inny chlopak jak nie chodzi do szkoly. Za tydzien zaczyna praktyke - dobrze ze ma ten czas aby sobie troche odpoczac. Tutaj mlodziez pracuje w czasie lata - nie ma takiej tradycji wyjazdow na wakacje. Mase dzieciakow udziela sie charytatywnie bowiem aby dostac dyplom skonczenia szkoly sredniej, to musza zebrac okolo 60 godzin pracy spolecznej. B. w ciagu roku szkolnego daje korepetycje z matematyki w okolicznym gimnazjum - to program zorganizowany przez jego szkole. Gdybym tutaj konczyla szkoly, to bylby raj dla mnie bo ja z urodzenia jestem aktywistka i dzialalam w polskim PCK, jezdzilam z dziecmi z domu dziecka na kolonie, odrabialam z nimi lekcje , gotowalam zaprzyjaznionym starszym ludziom. Wiele z moich znajomych tez bylo w cos zaangazowanych - uwazam ze to super sprawa dla mlodych ludzi, i z tej "pomocy" czesto "ci pomagajacy" wiecej korzystaja, tak jak ja np, skorzystalam tak duzo z pobytow u tych starszych ludzi, z rozmow z nimi.

B. ma troche tego wrodzonego "aktywizmu" po mnie w sobie  i np. teraz bedzie gotowal raz miesiacu posilek, ktory zamrozony bedzie dostarczany do okolicznego schroniska dla bezdomnych. Przepisy sa standardowe, schronisko dostarcza brytfanki, ludzie gotuja w domu i zamrazaja. Raz w tygodniu zbiera sie te zamrozone posilki u nas w koscielei i zawozi do schroniska. Sa to male rzeczy, nie zmieniaja w zasadzie sytuacji bezdomnych, ale zalezy mi bardzo aby B. mial w sobie to otwarcie na drugiego czlowieka, to wspolczucie - bo jako jedyne nasze wspolne dziecko, ktore adorujemy i uwielbiamy  moglby latwo sie stac egocentrycznym egoista.


W zeszlym tygodniu nasza praca stala sie slynna - bylismy podobno w gazecie i telewizji, i to nie bynajmniej dlatego ze np. nasze dwa budynki jako nieliczne w w USA dostaly bardzo prestizowa nagrode za ekologiczne praktyki. Nie dlatego tez  ze chyba mamy jeden z najlepszych programow "Bring Your Child to Work" - nie, nie!

Otoz...

Tuz  przy budynku ( zlokalizowanym przy ruchliwej ulicy, w okolicy 10 minut od Bialego Domu) w krzakach gniazdo uwila sobie kaczka. Do tego gniazda zniosla piec jaj, Z tych pieciu jaj wykluly sie dwie kaczuchy - sliczne i wielce nieporadne. No i sie zaczelo - zdjecia na Facebooku, w lokalnej gazecie, w wiadomosciach wieczornych. Po spotkaniu z tymi wszystkim paparazzi , ciemna noca, kaczka zabrala swoja dwojke kaczat, trzy jajka zostawila i wyniosla sie. Jestesmy zdruzgotani -gdzie ona z tymi maluchami polazla?  Czy wroci? Co z tymi jajakami ( jedno z tych jaj juz zaczynalo sie otwierac)?  W piatek pracuje z domu wiec nie mam pojecia jak sie sytuacja rozwinela, ale ja chyba nie mam wielkiej nadziei na powrot....


Odkad zrobilo sie cieplo, w miare regularnie chodze sobie do oklicznego parku na zajecia szumnie nazwane przeze mnie "biegiem" ( "ide biegac, oglaszam rodzinie gdy wychodze) , ale jest to bardziej marszo-bieg. I kiedy juz tak biegam to stawiam sobie kolejne wyzwania, (OK - dasz rade jeszcze do tego kolejne drzewa, no jeszcze troche do tej lawki, do konca tej piosenki itd, itp). Wczoraj pisalam ten nieszczesny wniosek i zrobilo sie za pozno na bieg w parku, wiec wyskoczylam do gymu i zaczelam biegac na maszynie - i ku mojemu zdziwieniu, prawie cala mile i troche przebieglam bez najmniejszego problemu. Ha!!!!! Moze ten tri-athleton to nie jest takie marzenie scietej glowy???

No comments:

Post a Comment